Długo wyczekiwany przez Nas obóz w Witowie, na który wyruszyliśmy razem z drużyną z Sącza rozpoczął się bardzo obiecująco. Kiedy przybyliśmy na miejsce zastaliśmy piękny las i mrożącą krew w żyłach czystą, górską rzekę. Każdy z 5 zastępów znalazł sobie odpowiednie miejsce na obozowisko i wszyscy z zapałem zaczęli przymierzać się do budowy platform. Jednak budowę mogliśmy zacząć dopiero drugiego dnia. Odwiedzili Nas też strażacy żeby przypomnieć nam najważniejsze zasady bezpieczeństwa oraz przetestować naszą reakcją w przypadku alarmu i ewakuacji. Po nocy przespanej w namiotach każdy rzucił się na wymarzone żerdki z których powstały bardzo pomysłowe konstrukcje. Prawdziwym sprawdzeniem naszego zgrania było stawienie jak duży dinozaur na stojącym jeszcze większym dinozaurze masztu. Sukces był prawie tak duży jak ten maszt. Wieczorem trzeciego dnia obozu przyjechał odwiedzić nas Druh Andriey - wędrownik z Ukrainy - z którym miło spędziliśmy czas. Po ciężko przepracowanych trzech dniach pionierki pośpiesznie obudzeni zerwaliśmy się z naszych pryczy i dowiedzieliśmy się ,że musimy jak najszybciej wyruszyć na eksplo. Pogoda nam zdecydowanie dopisała, co było bardzo istotne. Jak sie okazało zadania typu poprowadzenie wywiadu z najstarszym mieszkańcem miejscowości czy służenie do Mszy w okolicznym kościele okazały się być zbyt proste jak na takich kozaków jak my. Z tego powodu rywalizacje o miano najlepszego zastępu na eksplo była bardzo wyrównana. Nikt z Nas nie spodziewał się przeżycia tak ciekawych przygód. Przykładowo zastępowi Lis udało się wydoić krowę ,a zastęp Orzeł spotkał polskiego skoczka - Dawida Kubackiego. Pełni wrażeń i energii wróciliśmy do Witowa gdzie paru z nas próbowało przestraszyć Kraala udając w krzakach dziki. Jednak nadchodzący Grześ myślał, że ma do czynienia z dzikimi kaczkami. Na wieczornym świeczysku podzieliliśmy naszymi historiami na różne sposoby. Niedługo potem przyjechał nasz drużynowy Mateusz, który przywiózł ze sobą dwóch naszych kolegów harcerzy - Kacpra i Mariusza - co naładowało baterie naszym zastępom. Gdy zbliżał się wieczór - zaproponowali temat ogniska "Grybów vs Sącz" w którym mieliśmy się obsypywać komplementami. Jak sie okazało był to strzał w dziesiatkę. Strudzeni zadaniem kombinowaliśmy na różne sposoby jak ominąć te zasady. Wyszło bardzo zabawnie. W niedzielę wybraliśmy się odwiedzić śpiących rycerzy w Tatrach oraz dolinę 5 stawów. Wyprawa była bardzo wyczerpująca, jednak widoki jakie zastaliśmy na szlakach były tego warte. Pani przewodniczka rzuciła nawet żartem ,że trzeba pójść się koniecznie wykąpać po takiej podróży ;) Niestety pogoda w następnie zaczęła się coraz bardziej pogarszać. Ciągły deszcz nieco utrudnił realizację Wielkiej Gry, w której córka sutłtana z Imperium Osmańskiego została wydana za księcia Kastylii .W ramach gry musieliśmy wykazać się znajomością alfabetu morse'a za pomocą którego posłaniec nadawał nam ważne informacje dotyczące ślubu. Wkrótce odbyło się wielkie wesele , a na nim wieczór wypełniony grami, występami i śpiewem. W miedzy czasie obył się konkurs kulinarny, w którym smakosze na czele z Grzegorzem VI Pyzatym - próbowali przygotowanych przez zastępy wykwintnych dań. W środę pogoda gwałtownie się pogorszyła, a rzeka zaczęła niepokojąco przybierać.W nocy tego samego dnia ze względu na trzeci stopień zagrożenia hydrologicznego zostaliśmy ewakuowani przez dzielnych strażaków, którzy fachowo przetransportowali nas do OSP w Witowie, w której pobyt wspominamy bardzo miło i ciepło. Podczas apelu końcowego zostały rozdane upragnione wstążeczki zwycięstwa i tym nietypowym akcentem obóz przedwcześnie dwa dni dobiegł końca, a wszyscy pełni wrażeń wrócili do domu aby na nowo odkryć zapomniane techniki XXI wieku.
Filip Cetnarowicz - zastęp Orzeł
Komentarze
Prześlij komentarz