Wypad Zastępowych nocą w Gorce ? Nie problem !


W nocy z 16 na 17 września 2016 roku Zastęp Zastępowych naszej Drużyny wybrał się na nocną wędrówkę w okolicę Gorczańskiego Parku Narodowego celem zdobycia szczytu o wschodzie słońca. Czy nam się udało ? Czytaj dalej.
Po zebraniu się w okolicach 20 w Grybowskim miejscu przedwyjazdowych schadzek wszystkich harcerzy czyli przed plebanią, sprawdzeniu czy wszyscy mają latarki, prowiant i mapę ruszyliśmy w drogę. Naszym celem było dotarcie do Łopusznej skąd mieliśmy wyruszyć na Turbacz. Po drodze dowiedzieliśmy się,że zastępowi 1. Drużyny Nowosądeckiej mają swój ZZ w Czorsztynie. Nie mogliśmy odpuścić takiej okazji i spróbować ich wywabić na jakąś nocną grę. Niestety nawet my nie daliśmy rady przekonać nowosądeckich mieszczuchów do ruszenia się z ciepłych wygodnych łóżek. Skończyło się na krótkiej pogawędce. Około godziny 22 po dotarciu do Łopusznej opuściliśmy rumaka drużynowego, wzięliśmy potrzebny sprzęt i ruszyliśmy w drogę. Po drodze jeszcze w miejscowości spotkaliśmy paru mieszkańców, którzy stwierdzili, że musimy być nienormalni, że wybieramy się nocą na szlak. Z uśmiechem odpowiedzieliśmy, że do bycia nienormalnym nam daleko, ale za to jesteśmy skautami. Krótka wymiana porozumiewawczych spojrzeń i ruszyliśmy na właściwą część szlaku. Droga zaczęta modlitwą i wspólnym różańcem dodała odwagi, gdy wkraczaliśmy w ciemny las. Mijały kolejne godziny - do szczytu coraz bliżej. Gdy zobaczyliśmy,że do wschodu zostało nam 2 godziny, a trasy na 20 minut nasz drużynowy zrobił coś dziwnego. Byliśmy akurat na tej części stoku, z której doskonale było widać pozostałą okolicę. Mateusz zdjął karimatę i po prostu rozłożył się na ziemi. Zrobiliśmy to co on. Oświetlał nas tylko blask księżyca - ale tak mocny ,żę mogliśmy wszystko dookoła spokojnie dostrzec wszystko co nas otacza. W połączeniu z szumem drzew, który nam towarzyszył wywołało to niesamowitą atmosferę. Zaczęliśmy wspominać stare czasy i śmiać się. Z nostalgii wyrwał nas Mateusz oświadczając, że pora się zbierać bo nie zdążymy na wschód słońca. Nie chętnie poskładaliśmy rzeczy i dalej wspominając swoje przygody ruszyliśmy na szczyt. Dotarliśmy wcześniej niż sądziliśmy. Przed godziną 4 rano byliśmy już koło schroniska na szczycie. W spokoju poczekaliśmy do wschodu - temperatura trochę spadła niżej, ale gdy tylko słońce wyszło zza szczytów zaraz ogrzało nas swoim ciepłem. Pomodliliśmy się na początek dnia, strzeliliśmy kilka fotek na pamiątkę i ruszyliśmy żeby zrobić śniadanie. Następnie Mateusz przeprowadził nam krótki kurs jak dobrze organizować zbiórkę. Około godziny 9 zapadła decyzja aby ruszyć dalej na szlak. Po drodze odmówiliśmy Koronkę i Anioł Pański, rozmawialiśmy o przyszłym roku i przygodach jakie chcemy przeżywać - co robić. Około 13 zaskoczył nas lekki deszcz, który finalnie przerodził się w mega ulewę i spowodował, że na szlaku płynęła rzeka błota. Paru z Nas zaliczyło niezłą glebę schodząc. Jednak mając na uwadze słowa Baden Powella, że w dobrą pogodę każdy osioł potrafi być skautem, a osłami nie jesteśmy zeszliśmy ze szlaku żeby ugotować obiad i nie wracać na głodniaka do domu. "Dajcie trochę margaryny i usmażcie na tym mięso" - zalecenie Gilacza, który pełnił rolę kucharza spowodowało, że za 10 sekund cała kostka margaryny wylądowała w garze. Ostatecznie jednak posiłek był bardzo sycący i wręcz nie do powtórzenia ze względu na swój wyjątkowy smak. Po obiedzie czekał na Nas ostatni etap drogi - zejście do Nowego Targu i wrócenie do Łopusznej. Ulewa okazała się na tyle silna, że wchodząc do auta nie mieliśmy na sobie suchej nitki. Na szczęście nikt się nie rozchorował po tym "mokrym" ZZ, za to na pewno na długo zostanie w naszej pamięci. Poniżej pamiątkowe zdjęcie z Turbacza i fragment mapy, który nie rozmókł po drodze. ;)


Drużynowy


Nasz ZZ-et gdzieś o 5 rano na Turbaczu